Wielotygodniowy reżim dietetyczny sprowadza wielu ludzi do martwego punktu. Martwego z uwagi na to, że efekty przestają już cieszyć, a organizm, któremu dostarczamy coraz mniej kalorii (bo tak przecież zalecają niektórzy ‚specjaliści’) mówi nam – dosyć tej męki. W tym momencie istnieją do wyboru dwie drogi. Pierwsza z nich to zwyczajne obżarstwo, które jak łatwo się domyśleć, nie prowadzi do niczego dobrego. Druga opcja wydaje się nader korzystna – powolne zwiększanie kalorii, nazywane z angielskiego ‚reverse diet’ czyli zwyczajnie dieta odwrócona.
Podstawowym założeniem reverse diet, jest stopniowe zwiększanie liczby spożywanych kalorii, np. w ilości 80-100 kcal co tydzień. Taka ilość pozwoli na efektywne wykorzystanie spożywanego pokarmu, a stopniowość nie spowoduje popularnego ‚efektu jojo’. Co ważne dla osób spragnionych jedzenia, pozwoli zwyczajnie jeść więcej. Należy przy tym dodać, że reverse diet nie zezwala na spożywanie pokarmów typu fast-food czy innego ‚brudnego’ jedzenia. Nie tylko z uwagi na ich wysoką kaloryczność, ale i z uwagi na walory prozdrowotne, a raczej ich brak.
Podsumujmy. Jeśli Twój metabolizm nie pozwala już na jakiekolwiek zmiany w sylwetce, a Ty cały czas tkwisz w martwym punkcie, nie łudź się i nie obcinaj więcej kalorii. Wielu ludzi popełnia dwa podstawowe błędy przy redukcji. Jeden polega na zbyt gwałtownym podbiciu ilości spożywanych kalorii, drugi zaś na obawie, iż jakakolwiek ilość kalorii więcej, może spowodować to, że ciężka praca obróci się w pył. Odpowiedzią na powyższe jest reverse diet czyli krótko to ujmując – stopniowe wprowadzanie do diety zwiększonej podaży kalorii.
Jakie są Wasze doświadczenia w tym aspekcie? Zapraszamy do dzielenia się Waszym doświadczeniami, spostrzeżeniami oraz prośbami w kwestii poruszanej problematyki. Zapewniam, że postaramy się odpowiedzieć na wszelkie pytania oraz spełnić Wasze (realne) prośby 😉
